Zadziwiona Francja
Prawo dotyczące umoralnienia życia politycznego we Francji, reforma najwyższej rady sądownictwa i kilka innych pomysłów reformy prawa, ogłosił nowy minister sprawiedliwości François Bayrou.
Rząd Eduard Philippa mimo, że jest przejściowym, wcale nie zamierza być przejściowym i zgodnie z dewizą prezydenta Macrona „nie ważne czy ktoś jest z lewa czy z prawa, ważne, żeby był skuteczny” działa z marszu nie oglądając się na trwającą właśnie kampanię wyborczą do parlamentu francuskiego.
Komentatorzy francuscy zgodnie, zresztą odnotowują, zadziwienie samych Francuzów, tym, co się stało, jakiego wyboru sami dokonali. Jak to możliwe, że stare partie, uświęcone obecnością istnienia od początku V Republiki przegrały z kretesem walkę o fotel prezydencki? Jak to możliwe, że przedstawiciele skrajnie lewicowej i skrajnie prawicowej partii zdobyli tak wiele głosów w pierwszej turze?
„A co by było – pyta politolog Georges Mink – gdyby „Canard enchaine” nie opublikował sprawy żony François Fillon, czyli „Penelopa gate”? Czy wówczas w fotelu prezydenckim zasiadałby prawicowy polityk z partii gaullistowskiej i wszystko byłoby jak dawniej?
To zadziwienie ma zabarwienie pozytywne, ale też przejawia się usprawiedliwiony strach przed nieznanym. Macron powywracał poustawiane w równym szeregu stołki i bynajmniej nie zamierza spocząć na laurach, ani on, ani jego premier, ani jego ministrowie. I nic nie wskazuje, przynajmniej na razie, żeby rządy nowej formacji maiły być oświeconym populizmem, jak opisuje francuskie zjawisko Sierakowski w „Polityce” – to zresztą powód do kolejnego zadziwienia.
Zadziwiona i zdumiona jest także Europa. Jak słusznie zauważa dr. Andrzej Szeptycki, dotychczas skłonni byliśmy twierdzić, że to kraje anglosaskie są bardziej przewidywalne i bardziej zrównoważone, a tymczasem w Stanach Zjednoczonych wybrano Donalda Trumpa na prezydenta, a Wielka Brytania zdecydowała się na Brexit. Natomiast, czasami, postrzegana jako nieco frywolna i nierównoważona Francja dała niespodziewany przykład „jak zwyciężać mamy”.
Czy rzeczywiście wybory we Francji pokazały nowy szlak Europie? Czy Macron wygrał antysystemowy bój – jak chcą niektórzy politolodzy? Jedno jest pewne, zmęczenie stary systemem demokracji partyjnej jest coraz bardziej w Europie widoczne, ale jedocześnie marsz ku nowemu paraliżuje strach przed nieznanym. A co będzie jak zabraknie ciepłej wody w kranie? Dodatkowo nie w każdym kraju do walki staje młody, dynamiczny i jak się wydaje dość bezkompromisowy polityk. Czasami nowe ma twarz Podemos, czasami Geerta Wildersa, czasami Pawła Kukiza, że o innych populistycznych politykach nie wspomnę.
Trudno też zgodzić się z tezą, że Macron jest antysystemowy. Nie da się ukryć, że z tego systemu wyrósł, ale… ma nieodpartą wolę iść drogą zmian takich, które, choć w części, zadowolą rozczarowanych, a nie pogwałcą, jak to miewa miejsce w Polsce, dotychczasowych norm współżycia społecznego. Zadanie piekielnie trudne, ale scena francuska jest dziś obserwowana z wielkim zaciekawieniem i nadzieją.
Nie pamiętam od dziesiątek lat, żeby wybory we Francji przyciągały, aż takie zainteresowanie mediów, by stały się tematem rozmów przeciętnych Polaków, którym na ogół Francja kojarzy się ze ślimakami i żabami, a co bardziej wytrawnym z wybornym winem i serami. Nie pamiętam, żeby francuskie wybory były przedmiotem tylu debat i tylu lęków, równie tylu, co nadziei. Nadziei, która niech się przeistoczy w dobrą przyszłość.