Pamiętnik 2023

2023-01-04 / Dzienniki

Pamiętnik 2023

Uciekając od szarej codzienności, pełnej idiotycznych wypowiedzi i działań polityków PiS i często niezbornej działalności opozycji, udaliśmy się w ponad dwutygodniowy wyjazd w kierunku zachodnim. Pierwszym etapem był Berlin z noclegiem u syna Adama, a przy okazji wizyta na wystawie malarstwa Ecole de Paris w tamtejszym das Jüdisches Museum z bogatą kolekcją Chaima Soutina.
 

Potem wizyta u Sempeskich i szybki pobyt w Paryżu, w „interesach”, a następnie kilkudniowy pobyt w Burgundii od Auxerres po Pommard i Beaune ze wspaniałym starym szpitalem Hotel Dieu, Po drodze był wipsany do zabytków UNESCO klasztor w Fontenay i miejsce bitwy Galów pod Alesią ze wspaniałym pomnikiem Veringetorixa. On stał się prawzorem dla przygód słynnego Asterixa. Zresztą z pomnika bije łudzące podobieństwo.
 auxerres.2023.04.25_9.jpg
 
Auxerres
 
Hospice de Beaune
Burgundia zachwyca zabytkami, pejzażami, ale przede wszystkim winnicami i winem. Tutaj tradycja miesza się z nowymi technologiami, ale poszanowanie dla tradycji jest ogromne. Szacun i po prostu pięknie.
 alesia_i_versingetorix.2023.04.25_3.jpg

beaune.hotel_dieux.2023.04.26_5.jpg
  pommard.2023.04.27_1.jpg

   

Z Burgundii dotarliśmy do przyjaciół w Brukseli. Przemiłe spotkania z Joanną, Krzysztofem, Mariuszem, Kasią, Odachowskimi i Geangami, ale może przede wszystkim świetne spotkanie z Dominiką i Filipem Godfroid. Po latach wspomnieniom nie było końca. 
Były też brokanty, mniej lub bardziej udane.
I dale w drogę. Następnym etapem był Hamburg, ale po drodze zahaczyliśmy o cmentarz wojenny w Arnhem, gdzie spoczywają spadochroniarze z brugady generała Stanisława Sosabowskiego.
 Nigdy tu nie byłem. Podobnie jak w Hamburgu. Dzielnica starych spichrzów odrestaurowana i zaadoptowana robi wrażenie. Zaskoczyła nas pozytywnie katedra pod wezwaniem Świętego Michała i rozczarowała słynna uliczka rozpusty w Saint Pauli. Przybyłem tam albo za wcześnie, albo za późno.
 
 hamburg.st.pauli.2023.05.03_4.jpgna zakończenie Warnemunde, a potem trzy dni w Międzyzdrojach

Niektórzy, obserwujący na Facebooku nasze peregrynacje piszą:
Podziwiamy Cię!
A co ja mam robić w podeszłym wieku. Czekać na śmierć, czy oglądać strachy w telewizji informacyjnej? Tyle jeszcze mojego!

Wraczając do początku...

Rok jak rok rozpoczął się normalnie. Może nawe zbyt alkoholowo i zdaje się, że zacząłem go wylewając zle do całego świata. Cóż czasami prawdziwe czy urojone boleści i pretensje czasem, przy sposobności podlanej alkoholem się ulewają.

Tym niemniej nowy rok przyszedł w niedzielę, a już w poniedziałek byliśmy w kinie na najnowszej produkcji Stevena Spielberga "Fabelmanowie". Bardzo dobry film. Trochę to filmowa autobiografia, ale namalowana z dystansem i humorem. Nie nudzi, a wręcz zaciekawia. Kila spostrzeżeń wręcz rewelacyjnych z ostatnią sceną włącznie, kiedy to przyszły adept sztuki filmowej odbiera krótką lekcję od wielkiego mistrza Johna Forda. Ważne to gdzie jest horyzont. Ma być na własciwym miejscu. Reszta to "biały szum" czyli audiowizualna papka, która zalewa nas w każdej sekundzie, gdzy tylko otworzymy jakieś media.

Nie jestem wróżką. Nie wiem jaki będzie ten rok, ale dobrze byłoby go przeżyć.

I pierwszy miesiąc prawie za nami. Jak co roku imieniny Agnieszki, urodziny Piotra, urodziny Bruna, dzień dziadka, wizyty w teatrze i w kinie. W "Muranowie" dwa filmy o dwóch wielkich malarzach, o Franciso Goi i o Edwardzie Munku. Goia zdecydowanie wyprzedził następną epokę. Obok, bowiem, znanych powszechnie portretów z portretem Maji nagiej i Maji ubranej ma w dorobku tak zwane "czarne obraz" namalowane w latach 1819–1823 na ścianach jego domu zwanego Domem Głuchego (Quinta del Sordo). Dominują czerń i szarość oraz niezwykle mroczny charakter związany najprawdopodobniej z osobistymi przeżyciami i lękami malarza. Stanowią przejmującą wizję upadku dawnego świata, obraz nędzy i rozpadu tradycyjnych wartości, zniszczenia i samozagłady. Podobnie stanowią jego rysunki o charkterze antywojennym, jakby przeczuwał rozgrywającą się sto lat później wonę domową. Owe czarne obrazy są podobne do przerażających obrazów Edwarda Munka, malarza pełnego obaw o obsesje, które dopadały członków jego rodziny. 

Film o Munku, najbardziej znany malarzu skandynawskim ciekawy, ale rozwlwczony.

A w teatrze? Byłem z moimi wnóczkami w "Syrenie" na "Rodzinie Adamsów" Oparata na pure nonsensie wodewil broni a to za sprawą scenografii, choreografi i wreszcie widocznej reżyserii dobrej grze aktorskiej. Byłem mile zaskoczony. Dziewczynki też.

Największą jednak sensacją miesiąca było spotkanie w Internecie z moim wujem ze strony ojca Stevem Abbe. 
Otóż moja koleżanka redagująca w necie "Petit journal", do którego czasami coś skrobnę, że niejaki Steve Abbe szuka niejakiego Krzysztofa Turowskiego.
Tak to po bez mała 40 latach odnalazł mnie syn brata mojego dziadka ze strony mego ojca.
Ów wujek dziadek zaprosił mnie, moją ówczesną żonę i Kubę do Nowego Yorku, a przy okazji zawiózł nas do swego syna w Cinamenson pod Filadelfią. 
Tak poznałem Steva, jego żonę i młodszego syna Dawida. Byłem potem jeszcze raz w Cinamenson przy łóżku wujka-dziadka w ośrodku opieki społecznej.
Jakieś dwa lata później gościł u nich Maciek i kontakt się urwał. Aż tu nagle...
Wymieniliśmy informacje o naszych rodzinach. I co? Nic! Chyba jednak niewiele mamy sobie do powiedzenia. Ale miło odnaleźć wuja w Ameryce.

Tą samą drogą odnalazła mnie Wanda, wówczas dziewczyna, która opiekowała się polskimi emigrantami w punkcie zbornym w Sainte Sigolene jesienią i zimą 1982 roku. Potem rozjechaliśmy się po Francji, część wróciła do Polski, niektóry, jak mąż Wandy, a wtedy jeden z nas emigrantów, już nie żyją. Niespodziewane spotkanie online. 
Poza tym ciągle zimno i ponuro. Trochę tańca dla rozgrzewki, między innymi na na balu absolwentów mojego liceum w Łodzi. Bal to może zbyt szumne słowo, ale bardzo miła zabawa różnych, na ogół starszych roczników. Znam już „prawie połowę” wszystkich roczników dzięki spisywanym przeze mnie wspomnieniom. Mam nadzieję na rychły koniec drugiego tomu: „Koper to my”.

* * * 
Jakąż przyjemnością jest zabawa słowna. Kolejny „Apetyt na słowo” w naszym Promie Kultury był poświęcony twórczości Jeremiego Przybory. Cóż za magia słowa, zabawa słowem, ba, zabawne słowotwórstwo. Uczta dla ducha. Dwie godziny w towarzystwie Artura Żmijewskiego, Przemysława Bluszcza, Bogdana Hołowni, autora cyklu Romana Dziewońskiego i… cóż za niespodzianka… Kamili Klimczak z „Piwnicy pod baranami”, naszej uroczej i niebywale zdolnej znajomej. Oto maleńka próbka, by nie zapomnieć i ową chwilę zatrzymać.
Jak zatrzymać chwilę tę
Jak zatrzymać tę chwilę jesienną
plamę słońca na słot długim paśmie
te ostatnie motyle przede mną
na tej róży ostatniej, co gaśnie?
Jak? Jak?
Jak zatrzymać chwilę tę?
Jak jej nie dać odejść w mgłę?
Jak jej nie dać odejść w mgłę?
W mgłę?

Jak zatrzymać ten zegar w pół kroku
co mu jest cichym świerszcz sekundnikiem?
Jak zatrzymać ten pośpiech obłoków
i ten wyraz twych oczu, nim zniknie?
Jak? Jak?
Jak zatrzymać wszystko to?
Nie dać, żeby zaszło mgłą
nie dać, żeby zaszło mgłą
mgłą?

Jak zapobiec odejściu tej chwili
która z odejść się składa aż tylu?
Chyba tylko tę furtkę uchylić
i przez furtkę tę odejść z tą chwilą
Tak, tak
wraz z jesienną chwilą tą
odejść, zasnuć siebie mgłą
odejść, zasnuć siebie mgłą
mgłą

A w kontrze jakiś współczesny polaki film „Chleb i sól”, w którym przez półtorej godziny snuję się grupa młodych ludzi w jakimś mieście, wszędzie, czyli nigdzie. Jest i rasizm i homoseksualizm i tumiwisizm, a wszystko wyrażane niemal wyłącznie słowami: ja to kurwa w chuj pierdolę!!!
To jest twórczość???

Twórczość to była Osiecka, Młynarski, Tuwim, Przybora, czy Jonasz Kofta. Tego ostatniego poezja była tematem kolejnego spotkania „Apetyt na słowo” w Promie Kultury. Za komentarz niech posłuży jego piękne stwierdzenie „Uśmiechnij się, jutro będzie za późno” i ten wiersz przestroga
Gdy tak szybko uwierzyłaś moim oczom, 
Twe powieki trzepotały, jak motyle 
Ja za dwie godziny miałem pociąg 
wykupiony raz na zawsze bilet 
Przyjeżdżamy... odjeżdżamy... 
zostawiamy siebie samych i nikt nie ma czasu dłużej czekać 
Wszyscy mamy jeden czas europejski 
jeden czas, jednakowo wszystkim nam ucieka 
Gdzie nam się tak bardzo spieszy do niezałatwionych spraw. 
Do miłości naszych pierwszych czy do milionowych bram 
Po co my się tak spieszymy czy się ma zawalić świat? 
Przecież wszystko zapomnimy by pamiętać czasu brak... 
Nie szukamy tej przyczyny od dojrzałych naszych lat 
Odejdziemy niekochani, bo się wciąż spieszymy tak...

Z pełnym spokojem, zatem wyjechaliśmy na Teneryfę, gdzie słońce i pełen luz.
Uprzednio, jednak skończyłem II tom wspomnień moich koleżanek i kolegów z I liceum im. Kopernika w Łodzi. Niestety muszę czekać na finansowanie wydania, będąc jednak dobrej myśli.
W międzyczasie dwie wizyty w teatrze. W Teatrze Współczesnym niby komedia Patricka Haudecœura i Géralda Sibleyrasa « Berlin, Berlin » o perypetiach dwójki berlińczyków chcących podkopem przedostać się do Berlina Zachodniego. Mało śmieszne. 
Natomiast sztuka znakomitego Hanicha Lewina « Wzrusz moje serce » jest pełna zabawnej ironii. Rzecz o ślepej miłości, ale tylko tak wytrzyma najgorszą próbę czasu. Po wspaniałej « Udręce życia » w Narodowym kolejna próba refleksji na temat współżycia dwojga ludzi. 
W obu sztukach napojem rozejmu jest herbata.

Spędziliśmy dwa tygodnie na Teneryfie. Tym razem w wysoko położonej Adeje. Żeby zrobić zakupy trzeba było zejść stromo do miasteczka, a potem drapać się do naszego apartamentu. 
 adeje.2023.03.18_1.jpg

Codziennie też schodziłem do szkoły języka hiszpańskiego. I tak dwa, trzy razy dziennie z górki i do góry. Jakby tego było mało wybraliśmy się w góry trasą Barranco del Infirrno, czyli diabelskiego wąwozu. Bardzo nierówny trawers w dół i w górę. 
 barranco_de_infierno.2023.03.11_29.jpg
Krokomierz wskazał, że zrobiłem 14000 kroków, czyli ok. 10 kilometrów. Byłem z siebie dumny, ale drugi raz bym się nie wybrał.
   
Raz popłynęliśmy katamaranem do Los Gigantes czuli kamiennych wysokich ścian na brzegu Teneryfy i do podnóża wąwozu Masca, który kiedyś stanowił kryjówkę piratów. Jednakże tu obyło się bez wspinaczki.
 
Dwutygodniowy kurs języka hiszpańskiego w SMS Spanish Experience S.L., wielce sympatyczny i pożyteczny. A poza tym słońce, słońce i jeszcze raz słońce i… dobra kuchnia.
  adeje.2023.03.18_24.jpg  
W tak zwanym międzyczasie udało się podpisać umowę na wydanie II tomu wspomnień absolwentów mojego liceum im, Kopernika w Łodzi. Wydawnictwo Adam Marszałek obiecuje książkę w czerwcu.

I zaraz po powrocie znów Teatr Współczesny. Okazało się, że wybraliśmy się drugi raz na tę samą sztukę: „Gdybym Cię nie poznał” Sergi Belbela - katalońskiego reżysera i dramatopisarza. 
„Wszystko zaczęło się od niewinnego pocałunku dwojga dzieciaków… - czytamy w opisie sztyki.
Pogrążony w rozpaczy po stracie żony i dzieci Eduardo zapada w sen (czy to na pewno sen?), w którym pragnie wyśnić, wymarzyć alternatywną wersję swojego życia. Chce nigdy nie spotkać ukochanej Elisy i tym samym nie przeżyć tak bolesnej straty. Okazuje się jednak, że niezależnie od podjętych decyzji ścieżki Eduardo i Elisy zawsze się przecinają – choć oni nie za każdym razem potrafią to dostrzec.”
Za pierwszym razem odebraliśmy ten spektakl o miłości, jako dość banalny. Za drugim razem znacznie lepiej, ale w obu przypadkach był to romans zbyt długi. Na szczęście na scenie była ciągle wspaniała Katarzyna Dąbrowska.
Pani Kasiu, kocham Panią, to wszystko!!!
 
Krzysztof Łoziński opublikował na Facebooku przesympatyczny i ogromnie prawdziwy wiersz, który cytuję dla potomności
A więc, jeszcze raz...
Wiersz, który już był, ale dodałem do niego dwie zwrotki:
Kiedy odejdę w Krainę Cienia
To się nie martwcie, to nic nie zmienia.
Wiosną na drzewach znów będą liście, 
Dziewczyny śmiać się będą perliście.
Las znowu będzie pełen paproci,
W urzędach siedzieć będą idioci.
Menele będą dążyć do draki,
Przed sklepem będą siedzieć pijaki.
A marynarki fagasów w prążki,
Domy mądrali bez żadnej książki.
Ale nad łąką będą motyle,
W architekturze przepiękne style,
W krajach dalekich dzikie pejzaże,
Nad oceanem dziewicze plaże.
Więc gdy odpłynę w Skrzydlatej Łodzi,
To się nie martwcie, to nic nie szkodzi.
Co jest za drzwiami może się dowiem,
Ale i tak wam tego nie powiem.
Odetchną z ulgą niektórzy, bowiem
O tym jak było już nie opowiem.
Ktoś tam wygłosi pro memoriam,
Ale zapomni o mnie historia.
Zostaną puste miejsca w szafie,
Wyblakną stare fotografie,
Ślad mój na ziemi pokryje kurz,
No bo odszedłem...
                                   ... no i już.
Tak sobie gadam, tak sobie gderam,
Ale na razie się nie wybieram.
Bo jak rozważę wszystko do kupy,
Nie chcę by radość miały przygłupy.
Krzysztof Łoziński

I aby przygłupy nie miały radości z jednej strony usiłuję sprawdzić mój organizm i udowodnić, że nic groźnego się w nim nie dzieje, a z drugiej biegam na różne seanse filmowe i spektakle, choć coraz trudniej znaleźć coś, co rzeczywiście przyciągnie moją uwagę na dłużej i zmusi do refleksji.
Nie uczynił tego film z Penelopą Cruz „Bezmiar”. Kłopoty małżeńskie były ekranizowane po wielokroć, podobnie jak kłopoty rodzicielskie zilustrowane w filmie „Syn”. Nic nowego i nawet dobra gra aktorska Penelope Cruz niczego nie zmieni. W teatrach same komedie lub ekstrawagancja sceniczna. Nie warte odnotowania, bo ani „123 Sardines” w wykonaniu amatorów z francuskiej trupy ekspatów mieszkających w Warszawie (w tym mojej byłej synowej Gosi), ani r „Upiór w Kuchni” w Teatrze Kamienica wyryć się w pamięci nie mogą. Owszem miła, kulturalna zabawa, ale…
Zabawę, prawdziwą zabawę to proponowały dawne kabarety. Te przedwojenne przypomniała Roman Dziewoński w kolejnym spotkaniu w Promie Kultury z cyklu „Apetyt na słowo”. 
Jakaż zabawa słowem czy to w wydaniu mistrza Tuwima, czy Hemara. Dzisiejsi kabareciarze mogą im buty czyścić.
A może po prostu straciliśmy poczucie humoru, zwłaszcza to inteligentne? To byłby bardzo zły znak. Oznaczałoby to, że akceptujemy to co dzieje się wokół nas jak leci…
Ale i wówczas nie traci na aktualności wiersz Jerzego Jurandota
Wesoło mi...
wg. Jerzego Jurandota, "Wesoło mi"

Żeby patrzeć na życie różowo
Jeden musi się przespać z teściową,
Drugi-moczy dziób w barach,
Trzeci-siedzi przy garach.
A ja biorę gazety do ręki,
Choć i w tychże afery i sęki...,
„Trochę nieszczęść i złych wiadomości-
Już mam dużo bezpłatnej radości!”

Proszę zapytać co drugiego człowieka:
Ilu z nas stęka, ilu narzeka,
Już nie radzę, by jakiegoś nieroba-
To już taka jest Lachów choroba.

A ja lubię się pośmiać,- choć trudno,
Kiedy czytam „agitkę” paskudną:
„Stanę sobie przy oknie, popatrzę-
jakbym był na komedii w teatrze!”

Deszczyk pada, rośnie żytko...,
Choć IM dobrze, u mnie brzydko,
Wesoło mi!

Wpadł detektyw R. i siedzi,
Jemu przykro, u mnie śledzik...
Wesoło mi!
Przyszedł kumpel do mnie z żalem,
On żonaty, ja kawaler...!
Wesoło mi!

„Jadą sobie zwłoki czyjeś,
Rodzinka łka...
On już umarł, a ja żyję,
Wesoło mi, ha, ha!

I tu od razu włącza się Młynarski:

A tłum tutaj przez miasto z transparentami wali,
Tłum rodem z ciemnogrodu drze się, pochodnie pali.
Gdy widzę to niesczęście, co kraj chce wciągnąć w matnię, 
Myślę, że ja na szczęście mam tu słowo ostatnie.
I z tym słowem do mogiły ja pozostać wolę:
„Żebym ja miał tyle siły, jak ja ich… no właśnie!


powrót

Klauzula informacyjna

Szanując prawo do prywatności osób, które powierzyły mi: Krzysztofowi Turowskiemu swoje dane osobowe, w  tym osób korzystających z usług moich kontrahentów i ich pracowników, chcę zadeklarować, że pozyskane dane przetwarzam zgodnie z krajowymi i europejskimi przepisami prawa oraz w warunkach gwarantujących ich bezpieczeństwo.

Aby zapewnić transparentność realizowanych procesów przetwarzania, przedstawiam obowiązujące u mnie zasady ochrony danych osobowych, ustanowione na gruncie rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, dalej „RODO”).

Administratorem Pani/Pana danych osobowych, czyli podmiotem decydującym o celach i sposobach przetwarzania danych osobowych, jest Krzysztof Turowski zamieszkały w Warszawie (03 – 963), ul. Bajońska 13 m 1. W celu uzyskania dodatkowych informacji dotyczących zasad i sposobów przetwarzanie danych mogą Państwo skontaktować się ze mną telefonicznie pod numerem + 48 501 572 219.

Przeczytaj dokumenty dotyczące zasad bezpieczeństwa i prywatności


Ustawienia ciasteczek

W związku z korzystaniem ze strony internetowej https://www.krzysztofturowski.pl (dalej: „Strona Internetowa”) uprzejmie informuję, że jako Krzysztof Turowski zamieszkały w Warszawie (03 – 963), ul. Bajońska 13 m. 1, tj. operator i właściciel Strony Internetowej, korzystam z plików typu cookies (ciasteczka). 

Pliki cookies to dane informatyczne przechowywane na urządzeniu korzystającego ze Strony Internetowej. Zapisywane są przy każdorazowym korzystaniu ze Strony Internetowej i umożliwiają późniejszą identyfikację korzystającego przy ponownym połączeniu ze Stroną Internetową z urządzenia, na którym zostały zapisane. Pliki cookies zazwyczaj zawierają nazwę strony internetowej, z której pochodzą, czas przechowywania ich na urządzeniu końcowym, unikalny numer oraz inne niezbędne dane. Przy czym wykorzystywane są pliki stałe (np. służące optymalizacji nawigacji – przechowywane w urządzeniu użytkownika przez czas określony w ich parametrach lub do czasu ich usunięcia przez użytkownika) i sesyjne (np. umożliwiające prawidłowe funkcjonowanie Strony Internetowej poprzez zapamiętanie rozdzielczości wybranej przez użytkownika – przechowywane w urządzeniu użytkownika do czasu zakończenia sesji przeglądarki internetowej).

Pełna treść polityki plików cookies.