Wolność mediów we Francji

Kolejna reformatorska zapowiedź partii rządzącej w Polsce dotycząca „dekoncentracji mediów” zmroziła krew w żyłach właścicieli mediów i niezależnych dziennikarzy w obawie przed zamachem PiS na wolność mediów.
Pomysłodawcy tej reformy powołują się przy tem na prawo zabraniające koncentracji mediów we Francji. I owszem jest takie prawo, ale… jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
Zacznijmy, zatem od odrobiny historii.
Do połowy lat siedemdziesiątych nie było specjalnej konieczności regulacji antymonopolowych w mediach, zwłaszcza, że głównym monopolistom było Państwo. W latach pięćdziesiątych pojawiły się dwie inwestycje prywatne, a w latach sześćdziesiątych prywatny kapitał zaczął się interesować prasą lokalną, ale dopiero w latach osiemdziesiątych François Regis-Hutin stworzył prawdziwe imperium prasy lokalnej wokół dziennika „Ouest-France”. Natomiast w latach siedemdziesiątych na rynku mediów pojawił się nowy potężny gracz Robert Hersant (ten sam, który w latach dziewięćdziesiątych wykupi udziały w „Rzeczpospolitej” i w prasie lokalnej w Polsce).
Robert Hersant rozpoczął inwestycje od periodyków tematycznych w rodzaju „Auto Journal” i szybko powiększał swoje imperium stając się właścicielem m.in. Paris Normandie, Le Figaro, France Soir i ukazującego się jeszcze wówczas dziennika L’Aurore oraz kilku tytułów prasy regionalnej.
Wobec takiej, na większą skalę, koncentracji mediów, socjaliści pod wodzą prezydenta François Mitteranda poczuli się w obowiązku zadbać o „pluralizm w mediach”, tym bardziej, że jednocześnie zniesiono monopol państwa w mediach audiowizualnych. W pierwszej połowie lat osiemdziesiątych powstały prywatne stacje radiowe, a nieco później telewizyjne z zakupem pierwszego programu telewizji francuskiej TF1 przez koncern Bouygues’a.
Tak więc u zarania prawa z 23 października 1984 roku stanęła obawa przed nadmierną koncentracją kapitału w mediach, szczególnie przez Roberta Hersanta, który wówczas kontrolował już 30 procent rynku dzienników ogólnokrajowych i 20 procent rynku dzienników regionalnych. Dlatego też owo prawo nazywane bywa „prawem antyhersantowym”.
Co zatem stanowiło owo prawo przygotowane pod wodzą premiera Pierra Mauroy’a?
Przede wszystkim ustalono dozwoloną część rynku prasowego, jaką jeden właściciel mógł posiadać i ustanowiono „Commission pour l’indépendance et la transparence de la presse” (Komisję na rzecz niezależności i przejrzystości prasy), która miała za zadanie kontrolę procesów własnościowych.
Kilka dni wcześniej, jednak, 11 października 1984 roku Conseil constitutionel czyli francuski Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie, że „pluralizm dzienników informacyjnych zarówno politycznych, jak i ogólnotematycznych stanowi sam w sobie wartość konstytucyjną”.
Prawo powyższe, łagodzone zresztą, w 1986 roku stanowi, iż
– jedna grupa prasowa nie może przekroczyć progu 30 procent sprzedaży całkowitej dzienników informacyjnych politycznych i ogólnotematycznych.
– reguła zwana „dwa z trzech” zakazuje posiadanie przez tę samą grupę medialną, jednocześnie stacji telewizyjnej o zasięgu ogólnokrajowym lub dziennika o tym samym zasięgu lub radia o zasięgu ogólnokrajowym. Może być właścicielem dwóch z trzech mediów.
W praktyce jednak, ta reguła jest słabo przestrzegana i co najważniejsze prawo nie działało wstecz, czyli to, co dany właściciel posiadał do dnia wejścia w życie ustawy nie podlegało pod rzeczoną ustawę.
Należy tu bezzwłocznie zaznaczyć, że powyższe prawo zostało stworzone 30 lat temu, kiedy nie było mediów społecznościowych i od tej pory toczy się nieustanna dyskusja dotycząca zarówno jego liberalizacji jak i zapewnienia niezależności dziennikarskiej, często zagrożonej – nie tylko we Francji – przez ekonomiczny czy polityczny interes wydawcy – właściciela.
Warto, zatem, zacytować jeszcze 6 z ustawy z dnia 15 listopada 2016 roku dotyczącej wolności, niezależności i pluralizmu w mediach francuskich.
„ Najwyższa Rada Audiowizualna (Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji) gwarantuje uczciwość, niezależność i pluralizm informacyjny oraz programowy, z uwzględnieniem zapisów art. 1 (o tym za chwilę). Rada musi się upewnić, że interes ekonomiczny akcjonariuszy i wydawców audiowizualnych a także reklamodawców nie będzie zagrożony”.
A co do wspomnianego artykułu 2 niniejszej ustawy, to zapewnia on, że:
„Każdy dziennikarz ma prawo odrzucić wszelką presję zmierzającą do ujawnienia źródła informacji, odmówić podpisania artykułu czy programu, który został zmanipulowany wbrew jego woli. Nie może też być zmuszony do zaakceptowania działań sprzecznych z jego przekonaniami i niebędącymi w zgodzie z kartą deontologii zawodowej wydawnictwa”
Problem w tym, że w Polsce nie ma zawodowej karty dziennikarskiej, ani karty deontologii zawodowej w poszczególnych wydawnictwach. Ale to już temat na inny artykuł.
Jako dziennikarz nie miałbym nic przeciwko, żeby francuskie przepisy dotyczące niezależności i pluralizmu zagościły w Polsce, ale a linea, a nie w wersji jedynie słusznej partii. A i wydawcy nie powinni byli by być specjalnie zawiedzeni, albowiem, zgodnie z prawem, we Francji 10 miliarderów: Bouygues, Xavier Niel, Dassault, Bernard Arnault, Bolloré, Pierre Bergé, Patrick Drahi, François Pinault, Matthieu Pigasse et Lagardère, kontroluje rynek medialny. Reszta zależy od interpretacji.