Takie, tam skojarzenia

Siedzę nad nową książką. Będzie to raport z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku w oparciu o listy, które otrzymywałem od przyjaciół z Polski będąc na emigracji we Francji. Powstaje obraz z gatunku filmów Barei, ale też czasami nasuwają mi się skojarzenia. Jak Państwo myślą, z którego roku jest poniższy tekst? Daty z premedytacją wykropkowałem. Autorem tych obserwacji jest dr. Jacek Kwaśniewski
To, co widzę, przede wszystkim na co dzień, ta szara codzienność nie wygląda dobrze. Atmosfera życia codziennego jakby się – powiedzmy – znormalizowała. Okres Solidarności stał się przeszłością w społecznej psychice. Walka władza – opozycja, która ogniskowała tyle masowej emocji i uwagi w latach … i jeszcze w roku…, zeszła – tak ja to przynajmniej widzę – na margines społecznej uwagi. Zostało psioczenie, ale ono było przecież zawsze. Społeczna temperatura opadła. Opozycja nie przyciąga masowego zainteresowania. Gwałtownie zmalała liczba kawałów politycznych. Ogłoszenie przez TKK (Tymczasowa Komisja Krajowa) strajku na 1 lipca było wezwaniem w próżnię. Tak to odczułem i nie pomyliłem się. Wielokrotnie zastanawiałem się, czemu TKK, mimo braku większego odzewu, ponawia, co jakiś czas te apele? Niektórzy twierdzą, że robi to, aby w przypadku wybuchu strajku nie okazało się, że jest „w ogonie”, czyli, że robi to na wsiakij pożarnyj słuczaj. Gdyby wypaliło, zawsze stwierdzi, że to ona wzywała, i że to dzięki niej wybuchło. Inni znowu twierdzą, że jest to jedyna strategia działania dostępna robotniczej umysłowości.
– No cóż oni mogą w końcu zrobić, ci ludzie z zakładów? – pytają zwolennicy takiej interpretacji. Mogą tylko stanąć, albo wyjść na ulicę. I podobnie rozumuje, robotniczej przecież, w końcu proweniencji, TKK.
Może – to już ja dodaję od siebie – wezwanie do strajku TKK traktuje po części, jako straszak wobec władzy. Nic, w końcu, nie wiadomo z góry, a doświadczenie ubiegłego roku uczy, że władza, gdy docierają do niej wieści o wybierającej fali oburzenia, zaraz się wycofuje, przeprasza, itd. Z drugiej jednak strony zawsze jest pytanie, na ile brak robotniczego odzewu podkopuje autorytet podziemia.
(…) Słucham „Głosu Ameryki”. Ani słowa o Polsce, kanikuła. Tyle, że TKK wezwała do bojkotu wyborów do Sejmu. Na mój rozum czerwoni chyba już tę sprawę przegrali. To znaczy absencja nie będzie mniejsza niż w ubiegłym roku. Komuniści nie zastosowali wtedy żadnych represji za niepójście i jest bardzo duża szansa, że ludzie wybory zaczną traktować, jak pochód 1 majowy. Tzn. pójdą Ci, którzy muszą. Ale znowu, to czy pójdzie 30%, czy 70% nie jest żadną oznaką nawarstwienia lub nie fali wybuchowej. W marcu’80 były wybory i uczestnictwo w nich było masowe, a w sierpniu łupnęło. Polska jest krajem, w którym wybuchy nie są zdeterminowane jakąkolwiek polityczną kalkulacją. Nie liczy się rachunek sił, tzn. rozsądek polityczny czy coś w tym rodzaju. Są chwile, kiedy Polacy mają dość i wybuchają. Wbrew logice, wbrew „dobrym” radom, wbrew, wydawałoby się, wszystkiemu. Patrząc na to z bliska można to podziwiać w płaszczyźnie moralnej (obrona wartości, brak kunktatorstwa itd.) i boleć nad ogromnymi stratami nieporównywalnie wielkimi w stosunku do zysków (vide: powstania XIX wieku, Powstanie Warszawskie). Jest wszakże olbrzymi plus takiej szaleńczej, straceńczej tradycji insurekcyjnej. Nie można temu narodowi wytłumaczyć bezcelowości oporu. Nie można go przekonać, że mu się to nie opłaca, że nie ma szans. Rządząc nim wbrew niemu siedzi się na bombie z dość koszmarną świadomością, że nikt nie potrafi usunąć zapalnika, że musi ona, prędzej czy później pierdolnąć. Wydaje się, że ta postawa insurekcyjna jest mocno zakorzeniona w naszej tradycji.(…)
Do tego dochodzi licząca już półtora wieku kultura polityczna konspiracji. A kiedy mówię zakorzenienie, postawy, kultura polityczna, to oznacza to przekazy rodzinne, osobiste doświadczenia, wychowanie na literaturze to sławiącej, kulturowe wyczucie pewnego schematu reagowania na nacisk religijny i polityczny. Powstania, wybuch, masowy protest stały się narodowym odruchem warunkowym. Na powierzchni zjawisk jawi się to banalnie: bunt kiełbasiany. Faktycznie podłoża tego szukać należy b. głęboko. Ta właśnie tradycja jest przyczyną mojego optymizmu. Ona też nie pozwala spać spokojnie tym u steru. Na niej można też budować polską strategię walki z komunizmem.
Oczywiście chodzi o połowę lat osiemdziesiątych, ale czy pewne postawy władzy, opozycji i społeczeństwa, czasami nie powtarzają się 35 lat później?