Nie wierzę piosence
W marcu 1988, mój przyjaciel pisał do mnie, co następuje:
„Dziś w dzienniku telewizyjnym Jaruzelski na X kongresie ZSL. Aby pokazać, jak się dziś wieś ma dobrze, musiał ją biedaczek porównać do okresu międzywojennego, kiedy to jadano „żur z byle jaką omastą” (cytat generała). Nawet się nie zarumienił, gdy te głodne kawałki opowiadał. Następnie wywiódł, że sojusz PZPR z ZSL jest o wiele lepszy niż sojusze międzypartyjne na zachodzie, bo one tam jeno koniunkturalne, a ten strategiczny. Żeby już wyczerpać temat stronnictw sojuszniczych. Na naszym wydziale akcję reklamową rozpoczęło Stronnictwo Demokratyczne. Kuszą nas do przyjścia do swojej siedziby na wspólne czytanie fragmentów markiza de Sade. „120 dni Sodomy”. »
Przywołałem ten cytat, albowiem 40 lat później mam jakoweś deja vu.
Znów słyszę, że sojusz zjednoczonej prawicy jest absolutnie lepszy i strategiczny, a nie koniunkturalny. Znów słyszę, że dawniej Polska była w ruinie, a teraz jest kwitnąca.
Premier tego rządu podczas swoich krajowych gospodarskich wizyt – zupełnie jak Edward Gierek – obiecuje w każdej miejscowości, to czego tam pragną. Zbudujemy, rozwiniemy, dopłacimy, zapłacimy… Nikt, nigdy jeszcze tyle Polakom nie naobiecywał. Brak tylko jeszcze hasła z jedynie słusznie minionej epoki: ZBUDUJEMY DRUGĄ POLSKĘ.
Starsi mieszkańcy naszej dzielnicy, tacy jak ja, pamiętają, czym się te obietnice skończyły. Skończyły się wielomiliardowymi długami, które przyszło nam spłacać przez następne dwadzieścia lat.
Obiecać jest łatwo, ludziom sfrustrowanym, zachłannym i zazdrosnym.
„Ludzie to lu-u-u-bią, ludzie to ku-u-u-pią
Byle na chama, byle głośno, byle głu-u-u-pio” – pisał i śpiewał Wojciech Młynarski.
Takie sprzedawanie haseł i obietnic bez pokrycia nazywa się po prostu POPULIZMEM. To ruch, to idea, która szerzy się dziś w Polsce, w Europie i za oceanem. To ruch, to idea groźna, wszystko, co złe zwalająca na innych, za wszystkie niepowodzenia winni są inni, kułacy, żydzi, intelektualiści, albo Donald Tusk. Pomysły populistów są wspaniałe, strategiczne, wizjonerskie i… tylko nierealne i po prostu nieuczciwe.
Kandydat zjednoczonej na prezydenta Warszawy w swoim haśle wyborczym zapewnia uczciwą Warszawę. Tyle tylko, że kandydat jest z nieuczciwej, populistycznej partii. Więc, jaki tu sens???
Nie mam nawet zamiaru polemizować z takimi hasłami, bo to trochę tak, jakby chcieć wmówić ludziom, że ja kandydat spowoduję, że wszyscy w Warszawie będą: Młodzi, Szczęśliwi, Zdrowi i Bogaci. Wszak kandydat jestem nie byle jaki!!!
Premier natomiast mógłby obiecać, że teraz w rządzie będą tylko cztery ministerstwa: Zdrowia, Szczęścia, Pomyślności i Cudu gospodarczego. Pomysł ten sprzedaję za darmo, w ramach jedności obywatelskiej.
Ja też zdecydowałem się kandydować na radnego naszej dzielnicy z Koalicji Obywatelskiej, ale proszę, nie oczekujcie ode mnie obietnic bez pokrycia.
Obiecuję tylko, ja i moje koleżanki i koledzy, że uczynimy wszystko co będzie możliwe, dla mieszkańców Pragi Południe. Ja tu mieszkam, więc wiem co nas boli, a co nas cieszy, ale…
Nie wierzcie piosenkom i bajkom.